Wysokie Obcasy czytam namiętnie. Jest to jedna z tych nielicznych gazet, która na prawdę mówi o rzeczach ważnych. Zawsze znajdę w niej artykuł, który coś we mnie poruszy, coś zmieni, a wiecie … czasem wystarczy ziarnko piasku by wywołać lawinę …
W ostatnim numerze WO również znalazłam tekst bardzo wart przeczytania, dlatego ogromnie go Wam polecam i poświęcam mu osobną notkę na blogu. Jest to felieton Karoliny Sulej – dziennikarki, pisarki, kulturoznawczyni, prowadzącej na YT kanał „Barłóg literacki” w którym promuje czytelnictwo. W swoim artykule opowiada o festiwalach literatury i zachęca do uczestnictwa w Big Book Festival (niestety, gdy piszę te słowa, festiwal już się zakończył). Cudownie opisuje więź jaka powstaje między pisarzem i jego czytelnikiem. Za Alaina’em de Bottona’em tłumaczy dlaczego książki są do życia niezbędne, co nam dają, czego uczą i w czym pomagają.
Cały felieton jest piękny i przeczytajcie go koniecznie! We mnie drgnęło coś w sercu, gdy autorka artykułu przypomniała słowa Rebeki Solnit. Słowa, które tak trafnie oddają to, co często zdarza mi się odczuwać, a jednocześnie przepięknie podkreślają całą magię miłości do książek.
„Czytałam jakiś czas temu esej Rebeki Solnit pt. „Flight”. Pisze tam, że zniknęła w książkach jeszcze za młodu, zniknęła jak ktoś, kto wbiega głęboko w las. Zdziwiła się, że po drugiej stronie tego lasu poznała innych ludzi – całe tłumy, które w podobny sposób jak ona praktykują samotność. Wspomina, że nie czuje się zbyt pewnie w mówieniu, nigdy nie jest pewna, czy ma coś do powiedzenia, woli poznawać nowe słowa, niż ich używać. Chętnie spotyka się z ludźmi, którzy też czują potrzebę, żeby czytać, zjadać nowe języki, zamiast bez opamiętania mleć swoim. Rebecca Solnit napisała zdanie, które w moim mniemaniu mogłoby przyświecać każdemu festiwalowi literatury: „Przedmiot, który nazywamy książką, jest jedynie jej potencjałem, jak zapis nutowy. Prawdziwa symfonia rozbrzmiewa dopiero w głowie czytelnika”.
Cały felieton znajdziecie TUTAJ
]]>
Cześć kochani! Dzisiaj chciałam Wam napisać parę słów o książce, którą koniecznie muszę przeczytać. Jedzie ona już do mnie i mam nadzieję, że będę mogła Wam niedługo powiedzieć o niej więcej.
O książce dowiedziałam się z niesamowicie ciekawego wywiadu z Gregiem Jennerem zamieszczonego w „WO extra” nr 5/2016.
Greg Jenner jest autorem książki „Milion lat w jeden dzień” i właśnie jej dotyczy wywiad z pisarzem. W przystępny, zrozumiały dla przeciętnego czytelnika sposób, Jenner opisuje, jak zmieniają się nasze zwyczaje i nawyki na przestrzeni miliona lat. Mówi się, że jego książka jest pophistoryczna. Jak sam tłumaczy: „ Chciałem napisać książkę, która nie będzie przerażała, ale pokazywała, że historia to coś fajnego i coś, co ma znaczenie w naszym codziennym życiu„.
Dlaczego znajomość historii jest nam potrzebna? Jenner: „Myślę, że historycy istnieją po to, żebyśmy się z przeszłości uczyli. Warto próbować zrozumieć przyczyny i skutki, uczyć się na przykładzie błędów i złych pomysłów. (…) Nauka, technologia, wynalazki mogą nam pomóc w uporaniu się z problemami.
Musimy uczyć się z przeszłości, by nasza przyszłość była jak najlepsza„.
Zachęcam Was ogromnie do przeczytania całego artykułu i rozmowy z Gregiem Jennerem. Mnie tak zafascynowały słowa pisarza, że natychmiast poszukałam książki i już doczekać się nie mogę momentu, kiedy znajdzie się ona w moich rękach.
A tak brzmi opis książki na stronie księgarni Ravelo.pl – tam też możecie ją zakupić: „Milion lat w jeden dzień”
Każdego dnia, od chwili, gdy zadzwoni budzik, po przykrycie się kołdrą na dobranoc, bierzemy udział w rytuałach, które trwają od milionów lat. Skupiająca się na codziennych czynnościach książka Milion lat w jeden dzień odkrywa fascynującą historię zwyczajów, które bierzemy dziś za pewnik. Greg Jenner zabiera nas na radosną przejażdżkę po dziejach ludzkości, badając stopniową – i często nieoczekiwaną – ewolucję naszych nawyków. Nie jest to historia wojen, polityki ani doniosłych wydarzeń: Greg zagląda do rzymskich śmietników, egipskich mumii i wiktoriańskich ścieków, wyciągając niezwykłe, zaskakujące, a czasem wręcz niedorzeczne ciekawostki o naszej przeszłości. Przedstawiona tu opowieść obejmuje cały świat i miliony lat ludzkiej ewolucji – i dotyczy wszystkich drobnostek, które od zawsze nas ciekawiły, oraz wielu innych, którym zwykle nie poświęca się ani jednej myśli. To historia naszego życia, sięgająca milion lat wstecz. Kto wynalazł łóżka? Kiedy zaczęliśmy czyścić sobie zęby? Jak długą historię mają wino i piwo? Jakie były najsłynniejsze modowe wpadki od starożytności do dziś? Czemu porzuciliśmy nagość na rzecz futer? Skąd wzięły się sztućce?
]]>Cześć kochani! dzisiaj chciałabym Wam przypomnieć projekt sprzed 4 lat z okazji Międzynarodowego Dnia Książki. Doskonały, pełen śmiechu przez łzy. Wzięli w nim udział znakomici aktorzy, dziennikarze, artyści, pisarze. Z bardzo poważnymi minami wygłaszają absurdalne tezy dotyczące książek i czytania … tak absurdalne, że sami nie umieją powstrzymać się od śmiechu …
Cała ta kampania społeczna miała oczywiście zachęcać do czytania – przedstawiając książki w karykaturalnie negatywnym świetle, ośmieszała tak na prawdę wymówki, których używają osoby nie biorące książek do ręki.
„Książki są ciężkie … uzależniają … czytanie jest do doopy … ”
I mój hit: „Nie czytaj, czcionka boli”
Cała akcja została zrealizowana przy współpracy MyWorks Studio z Biblioteką Uniwersytecką w Warszawie i firmą Bibliocreatio.
Oba filmy, do których obejrzenia gorąco zachęcam, niestety są nadal bardzo aktualne … Polacy wciąż stronią od książek. Statystyki alarmują, że czytamy 1 książkę rocznie. Aż trudno w to uwierzyć …
]]>Trudno mi uwierzyć w takie statystyki. Ilekroć jestem w księgarni, spotykam tam wiele osób szperających w regałach i kupujących książki. Gdy jadę autobusem, przynajmniej kilku pasażerów jest zagłębionych w lekturze. Znajomi czytają na potęgę, w mojej rodzinie książki od zawsze są ważnym i stałym elementem codziennego życia …
Z drugiej strony, znam też osoby, które nie przeczytały jednej książki od lat – one jednak literaturę drukowaną zamieniły na wirtualną. Z internetu połykają ogromne ilości wiadomości. Może nie czytają klasyki, ale sprawy kulturowe, społeczne, polityczne – śledzą na bieżąco. Nigdy w życiu nie nazwałabym ich „wtórnymi analfabetami” jak zwykło się mówić o osobach, które opanowały umiejętność czytania, a następnie zrezygnowały z jej praktycznego używania.
W czym więc rzecz? Moim zdaniem – głównym i najważniejszym powodem spadku sprzedaży książek, są ich zastraszające ceny. Mało kto w dzisiejszych, trudnych czasach może sobie pozwolić na zakup kilku tomów w księgarni. Książki stały się towarem ekskluzywnym, nie dla wszystkich dostępnym.
Może więc najwyższa pora na odkurzenie regałów w bibliotekach, przypomnienie, że takie miejsca istnieją. Promowanie wypożyczania książek i czytania bez obciążeń finansowych.
We wrześniu 2015 roku w „Wysokich Obcasach” ukazał się artykuł „Dlaczego statystyczny Polak czyta tylko jedną książkę w roku?” Cały artykuł znajdziecie TUTAJ. Mnie uderzyła trafność wypowiedzi Sylwii Chutnik i powody braku zainteresowania czytaniem, które wymieniła:
]]>„Nie czytamy, bo nam się nie chce, nie mamy czasu, książki za drogie, książek za dużo i nie wiadomo, co wybrać. Nie czytamy, bo nie lubimy, oczy nas bolą, to nudne zajęcie i lepiej włączyć telewizor. Nasze dzieci nie czytają, bo tekst się nie rusza, nie wydaje dźwięków i nie strzela. Bo w domu jest tylko książka kucharska rozdawana bezpłatnie w hipermarkecie. Do biblioteki nie chodzimy, bo tam kurz i niekończące się regały. Bo nie ma obok nas biblioteki, bo…”
Na początku tego roku, Władimir Aniskin – pochodzący z Nowosybirska fizyk i miniaturzysta, stworzył najmniejszą książkę świata. Jest ona tak mikroskopijna, że nie można zobaczyć jej gołym okiem, a cóż dopiero przeczytać. Z pewnością ciekawi jesteście jej wymiarów. Otóż wyobraźcie sobie, że ma ona 70 na 90 mikronów, innymi słowy 0,07 na 0,09 milimetra. Aniskin stworzył ją własnoręcznie używając oczywiście do tego specjalistycznych narzędzi. Co więcej, strony książki można przewracać. Są one zrobione z folii poliestrowej i drutów wolframowych. Całość ułożona jest na przepołowionym ziarenku maku – co jeszcze pogłębia wrażenie maleńkości.
Władimir Aniskin pasjonuje się tworzeniem miniatur, a jego dzieła znane są na całym świecie. Stworzył na przykład karawanę wielbłądzich figurek, tak małych, że zmieściły się wszystkie w uchu igły. Tekst piosenki zapisał na ziarenku ryżu, a na ziarnach maku tworzy prawdziwe kompozycje z wielu elementów.
Najmniejsza książka świata ma tytuł „Mańkut” i nawiązuje do rosyjskiej powieści. Aniskin zgłosił ją już do Księgi rekordów Guinessa.
]]>
„Kubuś Puchatek” A.A. Milne to książka skierowana do dzieci, opowiadająca o grupie zwierząt-przyjaciół, żyjących w Stumilowym Lesie. Piękna, mądra, często wzruszająca, stoi na półce w niemal każdym domu, a w szkołach czyta się ją na lekcjach jako lekturę. Okazuje się jednak, że niektórych książka obraża, bulwersuje, a nawet budzi obrzydzenie. Co więcej, istnieją miejsca w których „Kubuś Puchatek” został zakazany do czytania. Dlaczego?
W USA szczególnie obrażeni bajką poczuli się Muzułmanie. Gorszy ich przede wszystkim postać Prosiaczka. Według nich, świnie są zwierzętami nieczystymi, a wyznawana religia, czyli Islam zakazuje nawet jedzenia wieprzowiny. Prosiaczek nie jest bohaterem pozytywnym o którym powinny czytać dzieci. Co więcej, gadające zwierzęta, stanowią obrazę dla wyznawców innych religii. Wszak Bóg darem mowy obdarzył jedynie człowieka.
W Turcji zakazano wyświetlania bajki rysunkowej o Kubusiu Puchatku. Zastanawiano się nawet nad wycięciem z filmu wszystkich scen z Prosiaczkiem w roli głównej, lecz ostatecznie z pomysłu zrezygnowano. Takich scen było zbyt dużo i film straciłby sens.
Stany Zjednoczone wiodą jednak prym w doszukiwaniu się podtekstów w najbardziej niewinnych bajkach czy powieściach. Przypomnijmy uroczą postać Tinky Winky z dziecięcej bajki Teletubisie. Ponieważ stworek nie rozstawał się z czerwoną torebką, posądzono go o skłonności seksualne.
Ogromne kontrowersje budziła też książka „Alicja w Krainie Czarów”. Oprócz gadających zwierząt doszukano się tam zachęcania czytelników do brania narkotyków i wprowadzania się w stany odurzenia.
Wracając do Kubusia Puchatka, na kilka lat znalazł się on na liście książek zakazanych w Ameryce. W Kalifornii doszło na przykład do zawieszenia 14-latki w prawach ucznia, bo przyszła do szkoły w skarpetkach na których widniała postać Tygryska. (Kalifornia przeszła jednak samą siebie, gdy w 2010 roku zakazała używania słownika, bo pojawiła się w nim definicja sexu oralnego).
Burza nad Kubusie Puchatkiem nie ominęła też Polski. W Tuszynie, ten bajkowy niedźwiadek miał zostać maskotką placu zabaw. Radni miasta jednak kategorycznie się temu sprzeciwili. A oto wypowiedzi radnych uzasadniające ich stanowisko:
„Problem z tym misiem polega na tym, że jest niekompletnie ubrany. Jest półnagi i jest to wysoce nieodpowiednie dla dzieci.”
„Twórca Puchatka A.A. Milne był po sześćdziesiątce i odciął Puchatkowi jądra, bo sam miał problem z tożsamością. To niepokojące.”
„Kubuś Puchatek to hermafrodyta.”
Uznano, że Miś Uszatek dużo lepiej nadaje się na maskotkę dla dzieci, ponieważ jest całkowicie ubrany. Tą polską dyskusję nad Kubusiem Puchatkiem najlepiej podsumowali, nomen omen, amerykańscy dziennikarze, którzy zamieścili w Newsweeku artykuł pod tytułem: „Krótka historia idiotów, którzy zakazują Puchatka.”
]]>